Nos mnie już nie szczypie Zaczyna się wiosna Księżyc zza chmur łypie Noc ciepła i pogodna Pośród kwitnących drzew Zefir się przechadza Nad miastem słychać śpiew Polska do życia wraca A ja, z ciszy swojego pokoju Przez nieskończoną przestrzeń osobistą Ślę wiersze pełne niepokoju Syberyjskim anarchistom I żaden Putin, żaden Miedwiediew Nie uciszy wołania z tej strony Tatr Bo nad tym miastem wciąż słychać śpiew I zachodni go niesie wiatr